— Tak się to wydawać może, kto zna historję porucznika — rzekł Kalas — lecz sądzę, że chyba więcej los i charakter jego własny, niż taka przemyślna i obrachowana zemsta poprowadziła go do upadku.
— A ja ci powiadam — przerwał Sasin — ja, co nie od dziś znam kobiety, że to sprawa wojewodzicowej. W tych czasach, kiedy na oko z nim najlepiej była, myślisz, że się taiła z tem, iż go nienawidzi? Wszystkie jej przyjaciółki wiedziały, co zamierza. W kobiecych kołach, gdy on wydawał fety kosztujące tysiące, powtarzano sobie na ucho, co powiadała wojewodzicowa.
Jeszcze kilka takich, a... wszystko runie.
Z początku może naiwny mąż użyty tylko był jako narzędzie; później i on pomagał ze świadomością. Powiadała mu, słyszę, a on to drugim powtarzał: — My się go inaczej nie pozbędziemy, tylko gdy się do szczętu zrujnuje.
Im prędzej, tem lepiej! Dziś wojewodzicowa i jej mąż po całem mieście się z tem noszą, że wszystkie drzwi przed Bużeńskim zamknąć się powinny.
Na nieszczęście i ojca ma przeciw sobie — dołożył Sasin — bo ten i macocha z nim, usprawiedliwiając siebie, jego potępiać muszą.
— Nieszczęśliwy! — zawołał Kalas — nie wiecie co się z nim dzieje?
— Nie, nie słychać nic.
Tegoż dnia wieczorem, gdy już Kalas w łóżku był, do drzwi jego gwałtownie się dobijać zaczęto.
Tknęło go coś, iż to być może Bużeński, kazał więc chłopcu wstać i otworzyć. On to był w istocie.
Wpadł jak burza, sapiąc i klnąc, a z głosu i postawy poznał Kalas, iż był mocno napiły. Nie witając się, upadł na krzesło:
— To nie koniec! O nie, początek dopiero! Ja im pokażę, co to Bużeński znaczy — ja im pokażę! Ja się śmierci nie boję, a potwarz z siebie krwią ich zmyję. Inaczej jak krwawo nie może to się skończyć.
Nagle zadumał się i westchnął, jakby zapominając, gdzie i z kim był.
— Dziwne losy! Szelma Francuz! Ale nie dowiodą m tego, nie? Bić się nie chcą, to ostrzelam plac i będę do nich jak do psów palił. Wystaw sobie ta... paskudna Emilja i ta mi drzwi zamknęła. Wychodzi lokaj z zuchwałą miną i powiada mi, że ma rozkaz nigdy mnie na próg nie puszczać, żebym o tem raz na zawsze wiedział. Plunąłem w oczy chamowi. Wojewodzicową na ulicy zbiję kijem przy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.