Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.
XI.

Lat kilka upłynęło od opisanych wypadków. Zerwikaptur porzucił służbę wojskową, sprzedał swa szarżę i osiadł na wsi, gospodarując. Zamyślał się żenić, lecz trochę zadługo nawykłszy do kawalerskiego stanu, wzdychał wprawdzie, pragnąc zmiany jego, ale w stanowczej chwili nie śmiał się ważyć na nią.
Wieś, która mu w dziale przypadła znajdowała się wypadkiem o kilka mil od tego klasztoru, pamiętnego mu pobytem przy rannym poruczniku.
Kalas nie mógł bez bólu wielkiego pomyśleć teraz o człowieku, którego kochał, żałował go, a od ucieczki z więzienia nie mógł najmniejszej o nim powziąć wiadomości.
Co się z nim stało? niepodobna było odgadnąć. Należało przypuszczać, ze mógł sobie życie odebrać chyba, bo gdyby na świecie był, z gorącym temperamentem, z nieuchodzonem zuchwalstwem, nie umiałby się ukryć w tłumie.
Kalas był tego przekonania, lecz niemal z pociechą myślał, że nie był, bo cóż warta była ocalona resztka życia, skalanego i zmarnowanego?
Z tych, co na losy Bużeńskiego wpływali, ojciec już nie żył. Wdowa po nim wychowywała pozostałych dzieci dwoje. Wojewodzicowa, której mąż, ranny w tajemniczej na ulicy napaści, długo leżał chory, owdowiała także i wydała się wprędce za jednego z licznych cudzoziemców, których stolica naówczas pełną była. Znikła też zupełnie z horyzontu i pozostawiła tylko po sobie wspomnienie jednej z tych piękności, które kwitły tak obficie na dworze Stanisława Augusta.
Z powodu interesów swych, rad zawsze, gdy się cokolwiek mógł przetrząść, pan Kalasanty, który się nudził na wsi, razem z jednym z sąsiadów wyruszył późną jesienią do Warszawy.
Zgłodniałemu życia i ruchu Kalasowi, po jego wiosce cichej i gospodarstwie jednostajnem a usypiającem, stolica w pierwszych dniach tak się wydawała zajmującą, ciekawą, zabawną, że i on i sąsiad, z którym przybył, chwili nie mieli swobodnej od rana do wieczora. Wszystko widzieć było potrzeba, każdej rzeczy skosztować, z chwilki najmniejszej korzystać. Kalas, który jadąc tu, miał na myśli dowiedzieć się o Bużeńskiego, zapomniał potem zupełnie o nim.
Dopiero przypadkiem w ulicy spotkawszy starego Sasina, spytał go, czy też nie wie czego o znikłym bez wieści poruczniku.