Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

nów! Naprawdę, trzeba było osobliwego zbiegu okoliczności.
Godzina się zbliżała, w której Kalas musiał klasztor opuścić, bo miał nocować w mieście. Rozstali się do jutra. Wyszedłszy za furtę, Zerwikaptur przeżegnał się mimowoli, tak był zdumiony, tak nie pojmował tego, co się z Bużeńskim stało. Wydawało mu się to jeśli nie cudem, to czemś do tego zbliżonem.
Nazajutrz rano wstąpił do kościoła i pod chórem zobaczył w kącie stojącego z założonemi rękami Bużeńskiego. Nie modlił się wprawdzie, ale znalazł się tu, gdzie dawniej nie bywał nigdy.
Po mszy wyszli razem.
— Słyszałeś — odezwał się porucznik — jak obrzydliwie ten stary przygrywał na organach? Ja ci powiadani, że za kilka miesięcy potrafię lepiej. Klucze już wypróbowałem. Nogami po pedałach źle chodzę, ale tam jak jedną nutę pociśniesz kiedy niekiedy, tak huczy, że jej starczy.
W ciągu dnia ani razu nie zachmurzył się i nie uniósł po dawnemu Bużeński. Po cichu spytał Kalas o. Gabrjela, kto tak cudownie uchodził te nature dotąd nieokiełznaną i buntowniczą.
— Kto! — odparł o. Gabrjel. — Chyba sama ta atmosfera klasztorna. Żaden z nas nie próbował go nawracać, nie czując, aby był przygotowanym. W duszy jego własne siły uspokajająco działały. Jestem pewny, że czas więcej jeszcze uczyni.
Z o. gwardjanem na sposobności się widząc Kalas począł go usilnie prosić o to, aby Bużeńskiego nie wyganiano z klasztoru.
— Nikt o tem ani myśli! Zlituj się! — zawołał gwardjan — znamy położenie jego. Byłoby to zbrodnią znowu go w świat rzucić. On sam chyba...
— Nie, on o tem ani myśli — odpowiedział Kalas. — Zapraszałem go na wieś do siebie... Odmówił.
Dwa dni tu zabawiwszy, Zerwikaptur do domu powracać musiał. Z Bużeńskim pożegnali się trochę chłodno. Była chwila, iż chciał przeprowadzić przyjaciela na miasteczko, do gospody; ale zawahał się u furty, uściskał Kalasa i zawrócił, jakby się zląkł tego powietrza, które go zewnątrz owionąć miało.
Zerwikaptur wkrótce się ożenił, a w miodowych miesiącach nie dziw, że trochę o przyjacielu zapomniał. O. gwardjan przyrzekł mu najmocniej, gdyby co zaszło z Bużeńskim niespodziewanego, że go natychmiast zawiadomi.