Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

porucznika opartego o drzewo, we krwi broczącego. Tętent tylko uchodzących koni słychać było:
— Więc napaść jakaś? Nie mówił pan wasz? — badał gwardjan zdziwiony.
— Nie mówił nic — zakończył chłopiec, zawracając zaraz nazad do celi, z której właśnie o. Szymon wychodził.
— Rany bardzo ciężkie — odezwał się do o. Rafała. — Głowę mu przerąbał do kości szpetnie, na ręku żyły poprzecinane... krwi stracił wiele... a taki tęgi chłop, że się też nie obronił!
— Niezrozumiała rzecz — dodał gwardjan. — Napastników być musiało więcej niż jeden, bo to nie pojedynek.
O. Szymon zażył tabaki.
— Ale gdzież zaś w tej spokojnej okolicy brewerja jaka? — zawołał. — Któżby tu na gościńcu napadał?
Wtem nadszedł brat Michał, który już zcicha sługi badał.
— To jakaś historja, w której ładu dojść trudno — rzekł. — Ale, ojcze gwardjanie, kiedyśmy już plejzyrowanego wzięli, toćby i wóz i konie należało do klasztoru zabrać, bo w gospodzie, wiadoma rzecz, ludzie się popiją i szkoda być może.
— Zapewne — potwierdził o. Rafał — rozporządźcie się, proszę.
— Klasztor szkody nie poniesie na tem — dodał kwestarz. — Bużeńscy ludzie możni.
Gwardjan ręką obojętnie poruszył.
— W takim razie o stratach nie myśleć.
Wydawszy rozkazy jeszcze, o. Rafał zadumany powoli do celi swej pociągnął, zapomniane spiesznie zaczynając odmawiać pacierze.

II.

Gdy w spokojne mrowisko pod sosną nagle wiatr, strąciwszy gałąź suchą, uderzy, wszystkie stworzonka wybiegają strwożone, roi się i porusza co żyje. Tak samo wczorajsza przygoda całą ciszę i spokój klasztoru zachwiała, poruszyła umysły, obudziła ciekawość, wlała jakieś życie obce i niezwykłe w te mury, w których nawet zgon zakonnika nie wywoływał nigdy takiego niepokoju. Krwawą ręką życie zawnętrzne uderzyło w tę furtę, która klasztor od niego dzieliła.
Ani brat Michał, umiejący ludzi badać, ani o. Szymon nie potrafili z czeladzi porucznika Bużeńskiego wyciągnąć coś więcej nad to, co gwardjanowi powiedział pachołek.
Porucznik był w drodze do Warszawy i nie miał znajomych w tej okolicy.