O. Rafał przysłuchiwał się z uwagą, ale z cierpliwością też wielką.
— Ot co — zaczął podkomorzy — Bogusz mi o nim mówił z okazji awantury świeżej, której był świadkiem, gdy na Woli, przy śniadaniu ów Bużeński, o marną rzecz się popstrzykawszy z siedzącymi przy stole, trzech z nich wyzwał na rękę i wszystkich ich poobcinał.
Powiadał o nim, że podobnie zuchwałego i napastliwego człowieka, nawet pod te czasy, gdy ich się u nas namnożyło, trudno spotkać. A przytem — podkomorzy zniżył głos — bezbożnik być ma, farmazon-wolterzysta, że gdy pocznie pleść, włosy na głowie wstają.
Usłyszawszy ostatnie słowa, ks. gwardjan porwał się niespokojnie z siedzenia, pod pierwszem wrażeniem, jakie one na nim sprawiły; ale natychmiast uspokoił się, ostygł i siadł, westchnąwszy tylko.
— Nieprzyjemna to rzecz mieć takiego w domu gościa — rzekł — ale obowiązek chrześcijański spełnić potrzeba Więcej powiem — dodał po namyśle — jeszcze się troskliwiej zaopiekować należy niedowiarkiem, aby się przekonał, że wiara nakazuje dobre uczynki.
— Święte słowa! — westchnął podkomorzy — ale to wszystko groch na ścianie z tą teraźniejszą młodzieżą, dla której nic świętego niema. Jeżeli to tensam Bużeński, co najpewniej, bo trudno, aby ich dwu jednoimiennych w tym samym pułku służyło, będziecie mieli kłopot za miłosierdzie wasze.
O. Rafał dobrodusznie się uśmiechnął.
— Nawykliśmy do różnych w życiu przypadłości — rzekł spokojnie.
Podkomorzy począł jeszcze niektóre szczegóły z pamięci dobywać o tym Bużeńskim wedle opowieści owego Bogusza:
— Wszyscy się go boją w pułku, a i w Warszawie nieradzi z nim przestają, tak skłonnym jest do burd i niepohamowanego języka. Życie też ma prowadzić rozpustne i nie wątpię, że ta napaść na drodze.. bądź co bądź, nie daremną była. Rozbójników u nas niema.
— Kraść ludzie kradną — rozśmiał się gwardjan — ale kryminały są rzadkie. W istocie coś tu innego zajść musiało, nie prosta napaść w biały dzień, na gościńcu dla rabunku.
Ks. Szymon, który był w dobrych stosunkach z podkomorzym, nadszedł, gdy to mówili, a Bielski mu powtórzył żywo wszystko to, co zwierzył gwardjanowi. Bez-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.