i Jurko. Pan nie mówił nic... słaniał się i krew lała się z niego.
— Nie mówił kto go napadł i ranił? — nalegał Bielski.
Jaśko podumał trochę.
— Proszę jaśnie pana, nasz porucznik nie ma zwyczaju nic z ludźmi mówić. U niego czuj duch, posłuszeństwo i gęba zamalowana! Ja nic nie wiem.
Podkomorzy zżymnął się nieco.
— Widzisz, mój kochany Sierociuku, trzeba przecie komuś dać znać o tem. Może ojcu pańskiemu. Czy ma kogo więcej z familji.
— Nie, ojca tylko — rzekł Jaśko — ale — tu się trochę zająkał — pan kasztelan podobno się na naszego pana od kilku lat sierdzi za coś, a pan też na niego. To tam niema po co słać.
Bielski poruszył ramionami.
— Porucznik ma swój majątek? — zapytał.
— A jakże, po matce, proszę jaśnie pana, na Podlasiu, klucz duży.
— Któż tam gospodaruje? — indagował podkomorzy.
Na to pytanie Sierociuk nie odpowiedział wcale.
— Ja nie wiem — zamruczał po chwili.
Indagacja, mimo całej umiejętności badania pana Bielskiego, jak widzimy, nie przyniosła nic, oprócz nowego cienia, który rzucała waśń z rodzonym ojcem. Podkomorzy chodził po celi, o. Szymon tabakę zażywał. Gwardjan słuchał spokojnie, a brat Michał patrzył w oczy ostrożnemu drabowi, który widocznie na baczności się miał, aby nie wygadać się niepotrzebnie.
— Widzisz, mój kochany Sierociuku — dodał Bielski — rzecz jest taka. Rany ciężkie, kto wie, co z nich może być, więc komuśby o tem trzeba dać znać.
Jaśko, który z nogi na nogę niecierpliwie przestępował, odezwał się po namyśle:
— I, proszę jaśnie pana, niema tu co wielkich rzeczy robić z tego; albo to dla nas pierwszyzna? Gorsze rany nieraz bywały, a my sobie z tego nic nie robili. Co ma być? Pomajaczy trochę i przyjdzie do siebie. Jakby się pan potem dowiedział, że się to roztrąbiło, zły byłby, bo on tego nie lubi. Nawykł sobie zawsze sam radę dawać... Nużby się potem na nas skrupiło, żeśmy plotki...
Bielski słuchał z uwagą.
— Ja to pytam tylko dla mojej wiadomości — rzekł — bo to przecie powiat mój, a ja tu urzędnikiem... mnie się to tyczy... Nie wiecie czy pan w tej okolicy nie miał z kim zajścia?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.