— A! a! księżuniu, ale z ciebie sofista i stylista nielada — zaśmiał się porucznik. — Ja to już słyszałem. Tak, tak, miłujecie, miłujecie; wołacie jak gosposia na kury, gdy jednej z nich na kuchnię potrzebuje. Ale mnie nie weźmiecie. Cha! cha! Pozwólcie nawzajem spytać, jakże wam w tym habicie, w tem więzieniu i tej wiekuistej komedji, którą grać musicie? hę?
Zwrócił się szydersko ku zakonnikowi, który śmiało i spokojnie w oczy mu patrzył.
Nim na niewczesne i niezdarne pytanie zakonnik odpowiedział, wpadł ks. Anioł, wesół jak zawsze i uwolnił go od dalszej rozmowy.
I tego już, w podobny sposób jak o. Gabrjela, zaczepiał swemi szyderstwami chory, ale kunsztmistrz, nie wdając się w żadne rozprawy z nim, zbywał go żartami, lub milczeniem.
Ks. Anioł przychodził do łóżka, jak się w klasztorze wyrażano „na stójkę“, to jest na swoją godzinę stróżowania przy chorym. Mógł więc o. Gabrjel pożegnać go i odejść.
Porucznik syknął, poprawiając się na łóżku.
— Już to przyznać wam muszę — odezwał się do nadchodzącego — że co do pościeli sybarytami nie jesteście i na miękkich puchach nie legacie.
— Bóg widzi — przerwał przybyły — żeśmy wam jeszcze dali, cośmy mieli najlepszego, by my sami czasem i na gołych deskach sypiamy.
— Zato o brzuchu pamiętacie! — rzekł Bużeński.
— Tak to złośliwi ludzie głoszą — odparł wesoło o. Anioł — widząc że wszyscy rumiano i zażywnie wyglądamy. Ale wy, panie poruczniku, na naszym stole niedługo byście wytrzymali.
— I próbować nie będę — zawołał chory — bo ciała męczyć dla miłości Bożej nie myślę. Na co się to Panu Bogu zdało?
— Zapewne — rzekł śmiało o. Anioł — Pan Bóg by się obszedł bez tych ofiar z naszej strony, ale nam z tem lepiej. Ja przynajmniej, gdy pracować mam, albo się chcę modlić, postem się do tego najlepiej przysposabiam.
— Rozśmiał się Bużeński.
— Winszuję! — rzekł krótko.
Ks. Anioł, który już obyty był w ciągu kilku dni z chorym, odwrócił rozmowę i począł mówić o Warszawie, w której wiedział, że Bużeński często bywał, a razem o malarzach, których dzieła porucznik tam mógł oglądać.
Zapytał o Smuglewicza.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.