Ale w Bużeńskim jednakże podejrzenie jakieś pozostało. Zaczął śledzić pannę Emilję, podkradać się, płacić ludzi, dowiadywać się. Jeden ze sług zdradził pannę.
— Ma romans oddawna z Bernatem, a chcesz się pan o tem przekonać, to wnijdź wieczorem do ogrodu: zobaczysz ich, jak w czułej parze chodzą z sobą, niebardzo z tem kryjąc się nawet.
Bużeński jeszcze to miał za potwarz i kłamstwo, ale zasiadł w ogrodzie.
Tu, w samej istocie naprzód zobaczył oczekującego rezydenta, potem przybywającą pannę i jak pod rękę się z sobą wziąwszy, zaczęli się przechadzać. Podkradłszy się, nawet słyszał rozmowę i to, że z niego sobie żartowali...
Panna Emilja obiecywała Bernatowi, jak skoro zamąż wyjdzie, wziąć go do domu i była pewną, że na to małżonka namówi.
Ktokolwiek zna Bużeńskiego jak ja, ten nierad wierzyć temu, że on tego wieczora, wypadłszy ze swojej kryjówki, oboje ich tam w miejscu trupem nie położył. Tymczasem nietylko, że się wstrzymał od wszelkiego kroku podobnego, ale złość i gniew umiał tak dobrze ukryć w sobie, iż się niczego me domyślano.
On sam powiada, że tylko straszne pragnienie zemsty mogła mu dać taką nadzwyczajną siłę.
Do wesela czynił wszelkie przygotowania, z panną był jak dawniej, a ona tak pewną się czuła tego, iż szalał dla niej, że nie postrzegła ani z oczu, ni z mowy, co w nim kipiało.
Nadszedł termin naznaczony i z wielką paradą pojechał porucznik na wesele.
Doprowadził do tego obrząd, że aż w kościele dopiero, przed ołtarzem, pannie pierścionek rzucił pod nogi, życząc, aby się nim zaślubiła z Bernatem, a sam, uczyniwszy jej ten afront publiczny, wyszedł wśród osłupienia powszechnego z kościoła, siadł na koń i nim się ludzie gonić i mścić zebrali, wyjechał...
O. Szymon słuchał opowiadania, cały pogrążony w myślach, wstrząsając się niekiedy. Doszedłszy do ślubu tego Kalas się zatrzymał, spoglądając na niego.
— Reszty, mój ojcze — rzekł domyśleć się już łatwo.
Mościski stary nic z początku nie czynił — zatarł wypadek.
Powiadano z ich strony, że Bużeński oszalał i że go własny ojciec miał u bonifratrów osadzić.
Panna się nie pokazywała we Warszawie, siedziała na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.