— Kłócimy się — rzekł Bużeński.
— Jest to także rozrywka — odparł gwardjan; — ale jeżeli już raz jesteś pan porucznik na nogach, czy nie mógłbym prosić do refektarza? Mamy gościa, jest podkomorzy Bielski.
— Ba! — skrzywił się porucznik — znacie przysłowie: na bezrybiu i rak ryba.
— O! o! — zawołał gwardjan, zgorszony nieco zastosowaniem przysłowia do podkomorzego.
Bużeński refektarza dotąd nie widział, poszedł więc za o. gwardjanem.
Rozmiary jego świadczyły, że fundator klasztoru daleko większą ilość mnichów przypuszczał, niż się później znaleźć miała. Jak celi dość teraz stało pustych, tak i refektarz mógł objąć dziesięć razy większą liczbę, niżeli ta, jaka tu zwykle zasiadała do stołu.
Sala sklepiona była ogromna. Zdobił ją, tak samo jak kurytarz, krucyfiks olbrzymi, przy którym stały z drzewa rzeźbione figury M. Boskiej, św. Jana, a poniżej klęczał Franciszek święty.
Stała też na uboczu zaniedbana katederka, z której czasu jedzenia we wszystkich klasztorach czytywano Żywoty, lub inne pisma pobożne. Proste stoły i ławy, a na części jednego z nich nakrycie ubogie, smutno kryły się w tej wielkiej pustce.
Porucznik, który się napatrzył obrazków, już wkońcu XVIII w. bardzo rozpowszechnionych, wystawiających opasłych mnichów, wśród baryłek wina i tłustych gęsi i kapłonów — zdziwił się temu posępnemu refektarzowi, w którym cienkusz piwny i olej w powietrzu czuć było. Miejsce wcale się nie nadawało do tych bachanalij, o które i on ich posądzał. Wiedział zresztą z doświadczenia własnego, że stół był bardzo skromny, a braciszek kuchmistrz, oprócz stokfiszu, nic tak dalece gotować nie umiał.
Na osobnym rogu stołu przysposobiono nakrycia dla podkomorzego i porucznika.
Bielski, trochę już zapomniawszy o wrażeniach jakie na nim uczynił Bużeński, będąc charakteru wyrozumiałego i przyjacielskiego, powitał go wesoło, winszując mu polepszenia na zdrowiu. Ale ten pokazał mu rękę wiszącą na chustce.
— Nie mam się czem chwalić — rzekł — ręka zawsze jeszcze jak była nabrzmiała i goić mi się nie chce, a biedni bernardyni pokutują za to, zmuszeni znosić naprzykrzonego gościa.
Gwardjan zaprotestował
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.