dą i czatować. Ludzi znajdą... Potrzeba więc nadzwyczajnej ostrożności.
— A! a! — przerwał Bużeński — imaginacja! Nie odważą się! Dałem im naukę... Nie lękam się... Dziwactwo.
Ja to widzę inaczej — rzekł Kalas. — Nie chcę powiedzieć, ażebym miał jakieś poszlaki, może to być przywidzeniem; ale jestem pewnym, że za wygraną nie dali. Ojciec swoją drogą, a i za córkę nie ręczę.
— Nie wierzę w to — odpowiedział porucznik — ale, gdyby tak nawet było, dosyć mamy czasu obmyśleć środki i podróż odbywać oględnie. Najmniejszej nie mam ochoty być znowu napadniętym przez całą kupę, a jakim dwom, trzem, gdy do sił przyjdę, dam radę. Dałem dowód tego na Bernacie.
Szli jeszcze, gdy o. Anioł się zbliżył z uwagą, że powietrze zaczynało być chłodnem i że lepiej było powrócić do celi.
Grzeczny Zerwikaptur, przywitawszy się z nim i uznając słuszność przestrogi, natychmiast nawrócił ku klasztorowi, usiłując nie dać poznać księdzu, jak obaj byli roznamiętnieni rozmową.
Bużeński szedł, dając się prowadzić, niemy, zamyślony, zmarszczony. Kalas za niego podżartowywał i uśmiechnął się.
W celi, gdy tylko pozostali sami, rozmowa na nowo się zawiązała w tym samym przedmiocie.
Bużeński chciał się rwać do Warszawy; Kalas mówił o możliwym napadzie i dowodził, że należało zawczasu obmyśleć środki ostrożności. Sam ofiarował się przybyć dla konwoju.
— Bylem raz mógł jechać i bylem się stąd potrafił wyrwać — wołał porucznik — reszta furda! Nie mogę stać na drodze miesiącami, a ja wyjadę tak, że nikt się ani domyśli. Spodziewam się, że w klasztorze szpiegów nie mają.
— A w miasteczku?
Porucznik głową potrząsał i powtarzał swoje: Furda i furda!
Kalas zabawił dni kilka, a nic mu nie mogło wybić z głowy raz powziętej myśli, że Mościscy będą jeszcze starali się mścić na poruczniku i zgładzić go ze świata. Poczciwy, a trochę podlegający wybrykom fantazji bujnej, Kalas nie bez przyczyny może upierał się przy tem. Bużeński śmiertelnie obraził i zbezcześcił rodzinę w ten sposób, że ona od sądów i sprawiedliwości nie mogła zażądać zadośćuczynienia i kary. Dopóki żył Bużeński, póty
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.