Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

śmierć skazali. Żyw stoję przed tobą i wojnę będę prowadził aż do zgonu!
Kalas pożegnawszy się z Bużeńskim, wyjechał nazad do Białegostoku.
Po wyjeździe jego, Bużeński, zostawiony sam sobie i myślom swym, smutniejszy i bardziej niż kiedy podraźniony, pozostał, dni licząc, które mu do przebycia w klasztorze pozostawały.

VIII.

Trudnem to do uwierzenia, a jednak prawdą było, że od czasu przeniesienia swego do klasztoru, Bużeński ani razu w kościele nie był.
Z początku dziwić to nie mogło, boć z celi nie wychodził; później włócząc się po całym klasztorze przechadzał po krużgankach, często po klika godzin spędzał w ogrodzie, słyszał dzwony i dzwonki powołujące na nabożeństwo. Dochodziły go śpiewy; księżą rozmaitemi sposobami nieznacznie stali się go skłonić, aby zeszedł się pomodlić; ks. Anioł zaciekawiał go obrazami i rzeźbionemi ławami w chórze — ale porucznik wszystkiego tego zdawał się nie rozumieć i nie słuchać.
Nigdy też nikt z nich nie widział go modlącego się a choćby żegnającego. Ale ani o. gwardjan, ani surowy Serafin i Gabrjel nie próbowali go gwałtownie ciągnąć na nabożeństwo, nawet w dni świąteczne.
Obojętność ta naówczas była niebezprzykładną, a z tych, co dla pokoju domowego, na usilne prośby żon, jeździli do kościołów, wielu już a wielu było takich, co czynili to tylko dla ludzkiego oka.
Porucznik więc nie był nadzwyczajnością. Ojcowie bernardyni z temi domami poszlakowanemi o obojętność obchodzili się w sposób sobie właściwy. Nie wdawali się ani w polemikę, ani w propagandę żadną, ale niedowiarstwo to ignorowali poprostu.
Jeździli do zobojętniałych i nieprzyjaznych, tak samo jak do pobożnych i gorliwych, mówili z nimi, jakby nie przypuszczali i nie brali na serjo ich dziwactwa. Zasiadali do stołu wesoło, znosili prześmiewania cierpliwie, a nie dawali pokoju zastygłym.
Częstokroć skutkiem takiego postępowania było, że ludzie zawstydzeni nawracali się potroszę, gdy domy skazane na anatema opuszczona były zupełnie.
To apostolstwo tolerancji nie dochodziło jednak do pobłażania. Zagadnięci, umieli dać świadectwo prawdziwe,