Prawie bezmyślnie wszedłszy na to podwórze, Bużeński począł się murom przyglądać. Z dawnych czasów, z lat pierwszych po założeniu, było tu kilka wpuszczonych w ściany nagrobków rzeźbionych z napisami.
Zwrócił uwagę jego grobowiec jeden, w którym pod krzyżem klęczały dwie postacie w dawnych strojach — mężczyzna i kobieta, dosyć niezgrabnie wyciosane.
Wpatrując się i czytając prośbę o modlitwę, Bużeński tuż spostrzegł boczne drzwi kościoła, stojące otworem. W czasie zaś nabożeństwa majowego, bywał on zawsze do bardzo późna otwarty dla nabożnych.
Jak się to stało, że Bużeński zapragnął zobaczyć wnętrze kościoła, czy ołtarz ubrany przez o. Anioła — sam on może nie umiał sobie wytłumaczyć. Dosyć, że szedł zwolna, zdjął czapkę i począł się rozglądać.
Budowa nie była, jak mówiliśmy, bardzo starożytną, ani się wykwintną odznaczała architekturą; ale okazałą wydawała się rozmiarami, a wieczór, w którego mrokach nikły zbyt jaskrawe szczegóły, nadawał całości harmonji spokojnej i pięknej.
Oknami z góry wpadało jeszcze blade światło wieczora. Uroczysta cisza doskonale się jednoczyła z tym półcieniem świątyni.
Porucznik oczyma szukał tego ołtarza Maryi, o którym się nasłuchał od o. Anioła, ale go spostrzec nie mógł. Kościół, oprócz trzech naw zwykłych, miał dwa rzędy kaplic, oddzielonych od niego żelaznemi przezroczystemi wroty.
W jednej z nich właśnie ubranym był ów ołtarz majowy, lecz należało przejść dokoła kościół, aby go znaleźć.
Wrażenie, jakie gmach ten, śpiący tak w mrokach i milczeniu, zrobił na poruczniku, było niemal bolesne. Dawniej widywał on wprawdzie kościoły i bywał w nich częściej, ale nie trafiło mu się w życiu nigdy znaleźć się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.