ka, kwestarza, brata Michała, który, zobaczywszy porucznika, zrobił ruch malujący zdziwienie, a razem twarz mu się wyjaśniła wesoło.
Bużeńskiemu może nie było zbyt miło być pochwyconym na uczynku, tak sprzecznym z tem, co zawsze wygłaszał; pospieszył więc po cichu, idąc ku drzwiom z bratem Michałem, wyspowiadać mu się z tego, iż go tu prosta ciekawość sprowadziła.
Wyszli bocznemi drzwiami na dziedziniec.
— Tyle mi o tym swoim ołtarzu prawił ojciec Anioł, że go raz przecież widzieć chciałem — rzekł, śmiejąc się Bużeński.
— Ale po nocy mało dojrzeć można — rzekł brat Michał.
— Owszem, piękniejszy może jest teraz, niż we dnie.
Stali jeszcze we drzwiach, gdy nadbiegł sam o. Anioł.
— O cudo! — zawołał, składając ręce — prawdziwy cud Maryi! Byłeś porucznik w kościele, a ja, a my po całym klasztorze i ogrodzie szukaliśmy go, nie wiedząc, co się z nim stało.
— Przecież dzieło rąk waszych musiałem widzieć, o którem mi tyle rozpowiadaliście — zawołał Bużeński. No i przyznać wam muszę, że się to wcale pięknie prezentuje.
— Ale gdzietam — przerwał o. Anioł — wiele rzeczy mi brakło. Takbym był życzył rozkwitłych parę oleandrów starych. Mówiono mi, że tam nad Jordanem tyle dziko ich kwitnie. I cóżeście mogli widzieć w tym mroku? — dodał z zapałem. — To oglądać trzeba, gdy wszystkie światła rzęsiście dokoła płoną, a obłoki kadzideł odrywają posąg i ołtarz od ziemi. Wszystko to zdaje się wtedy kwitnąć w niebiosach.
Bużeński stał już ostygły i milczący. Poczęli wolnemi krokami iść ku klasztorowi.
— Mój Boże — dodał o. Anioł — jakżem ja szczęśliwy, że mój ołtarz nareszcie porucznika do kościoła zwabił.
— Ha — przerwał smutnie Bużeński — znasz księże przysłowie: Co po psie w kościele? Tak i ze mną! — Poruszył ramionami. — Dawnom zapomniał się modlić — dodał — a wkońcu, gdy raz umrze na ustach modlitwa, nie wskrzesi jej już nic.
— O, nie! — zaprzeczył zakonnik — przeciwko temu ja się piszę z protestem.
Bużeński począł coś podśpiewywać umyślnie, aby się nie okazać poruszonym i pożegnawszy zakonników, zwrócił się do swojej celi.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.