wać wszystko do drogi, trzeciego dnia dowiedział się proboszcz, że go już nie było.
— Ani chybi, Bóg widzi — rzekł, on ją tu nam jeszcze przywieść gotów... omylił się jednak, gdyż nietylko nie przywiózł żony Fantecki, ale sam nie powrócił. Pan Karol dostał plenipotencyę do zarządu majątkiem, a gdy się pytano o dziedzica, mówił że dla zdrowia podróżuje za granicą.
Z boku jednak dowiedziano się w sąsiedztwie, że napędziwszy żonę w Warszawie, Fantecki potrafił ją skłonić do obowiązków. Oszczędzając jej i siebie, wyruszył natychmiast zagranicę — i — jak powiadał pan Karol, bawił gdzieś we Włoszech dla zdrowia...
Z Soleckim wszakże nie tak źle było jak mówiono, rzucono owe strachy na lachy, ażeby część sukcesyi wymódz na nim. Ponieważ proces był trudny, a sukcesorowie nie mieli go o czem prowadzić, gdy Pius mógł sypać pieniędzmi, mając w ręku majątek, zbył się pretensyi jedną i to najgorszą wiosczyną, opisawszy tak, aby na przyszłość mógł być zupełnie spokojnym. Wyszedł więc obronną ręką, ale nie bez uszczerbku pan Solecki, ale ocalał od żony, któraby go więcej nad wszystkie procesy kosztować mogła.
Człek prosty wziął do serca tak, iż mu nagle, prawie na kobiercu harbuza dano, że na panią Sewerynę dzikie wygadywał rzeczy, nienawidząc przynajmniej tyle, co ją wielbił wprzódy... Na złość jej jak powiadał, posunął się natychmiast do bardzo bogatej kupcównej w Kijowie i extra-pocztą popędził na ślub, aby ludzie widzieli, że sobie z pięknej pani (jak się wyrażał) — „nic nie robi.“