udzielała przestróg... Potem zwrócono się do opowiadania przeszłości i tak przeszedł wieczór do późna, na zwierzeniach wzajemnych. Chociaż Rumińska wahała się z tem, pani Fantecka potrafiła wymódz na niej, uprosić ją, aby u niej w domu mogła zamieszkać. Tym sposobem osłaniała się od potwarzy i podejrzeń.
Przyjaciółka odmówić nie śmiała czy nie mogła.
Wśród najżywszej rozmowy — jak zwykłe wieczorem, jeden z wielbicieli cichych pani Balbiny, prawnik z powołania, wychowany w Petersburgu, pan Zacharyasz Grzybowicz nadszedł pokłonić się bóstwu swojemu.
Ze wszystkich zawojowanych przez Rumińską, młodych panów, pan Zacharyasz był jej najmilszym, i może najszczerzej do niej przywiązanym. Wiedział on bardzo dobrze, iż Rumińska sięgająca wysoko nadziejami i myślą nie pójdzie za niego, ale kochał ją mimo to i nałogowo do niej się przyzwyczaił. Grzybowicz był już nie pierwszej młodości, człowiekiem przypóźnionym na gościńcu żywota, kilka razy omylił się w drodze. Był w Seminaryum, trochę w wojsku, nareszcie prawa się uczył w uniwersytecie i został nakoniec adwokatem. To wszystko przyprawiło go o sceptycyzm i łysinę. Chłodny był na pozór, lecz serca miał tem więcej, im mniej się z niem popisywał. Blady, nie piękny, rysy miał wszakże szlachetne i wyraz twarzy poważny.
Czynił wrażenie człowieka, na którym śmiało oprzeć się było można. Trochę sztywny Grzybowicz, zrazu w towarzystwie potrzebował rozmarzać nim całe życie, jakie miał w sobie, mógł słowem i twarzą okazać.
I teraz też postrzegłszy obcą panią z tą imponującą pięknością, która gasiła wdzięk Balbiny, nie zastępując go żadnym urokiem, tylko podziwem i zagadką, Grzybowicz stanął skromnie na stronie, zająwszy się małą Julką, córką Rumińskiej, która go bardzo
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.