liła się do kolan jego. Matka jednak w czas postrzegła, że dziecię nie koniecznie potrzebowało tak wcześnie być wtajemniczane w dramat małżeńskiego pożycia i odprawiła je do zabawek.
Rozpoczęło się tedy opowiadanie pani Seweryny, ognia pełne, namiętne, którego argumentom oczy piękne w pomoc przychodziły. Pani Rumińska dodawała ze swojej strony, adwokat pochylony słuchał z wielkiem natężeniem.
Zostałam wydaną za mąż, prawie dzieckiem, bez mej woli, mówiła piękna ofiara — w wieku, w którym o życiu wyobrażenia nie miałam. Człowiek, pod którego dostałam się władzę, zdawał się łagodny i dobry, ale tą lisią układnością pokrywał najdespotyczniejszy charakter. Zamknął mnie na wsi... odmówił mi pierwszych potrzeb... jakich młoda osoba ma prawo wymagać, dręczył mnie, znęcał się, starał złamać uporem. Zażądał ze mnie zrobić kucharkę — gospodynię, klucznicę. Szpiegował mnie na każdym kroku.
Grzybowicz milczał. Niekiedy, jakby z musu i dla przyzwoitości, głowę przechylał z lewego na prawe, a z prawego na lewe ramię.
— Pan nie masz wyobrażenia, co ta kobieta doznawała! wołała Rumińska.
— A! panie, dusza się wzdryga na niewolę, jakiej byłam poddaną — dodała Seweryna.
Takiemi ogólnikami starały się obie malować sytuacyę — a gdy nareszcie wykrzykników się przebrało, zamyślony prawnik rzekł:
— Jednakże — gdyby przyszło da rozwodu... Sąd konsystorski będzie wymagał jakichś faktów.
— Faktów! przerwała piękna Seweryna — ale to jest fakt, że ja z nim żyć nie chcę i nie mogę... raczej umrę.
Rumińska przysunęła się żywo z krzesłem do prawnika i szepnęła mu na ucho. Zakochał się w niej pan Bernard Zniński i ona go kocha.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.