łem się z dawnym znajomym rodziców moich jeszcze z Radcą Radeckim.
U niego poznałem sierotę będącą na jego opiece. Nadzwyczajna jej piękność mnie uderzyła. Nawiasowo spytałem o nią. Radecki mi opowiedział historyą tej pupilki, która mu nieco ciążyła. Dobre dziecko — rzekł — ale zepsute przez ojca, który życie dla niej poświęcił i przyszłość jej uczynił trudną. Takie to śliczne a takie nieszczęśliwe! Dogadzamy jej jak sierocie, a oczy wypłakuje. Poszedłszy za uczciwego, dobrego i rozumnego człowieka, mogłaby się stać miłą i zacną kobietą, ale nad tem popracowaćby potrzeba.
Twarzyczka i historyą pociągnęły mnie, pomyślałem sobie, że poświęciwszy się jej, ukochawszy ją, miałbym towarzyszkę, która mnie wszystko będąc winną, przywiązałaby się do mnie.
Powziąłem myśl szaloną starania się o nią. Zostałem w Warszawie... Radecki mnie jak najmocniej popierał.
Już wśród tego starania się o Sewerynę, łatwo mogłem się obeznać z jej charakterem — postrzegłem, że zadanie ułagodzenia tej istoty było trudne, a może nad siły moje — ale — zakochałem się jak stary kawaler. Zapomniałem o wszystkiem.
Końcem tej historyi było żem się ożenił, że dwa z górą lata się męczę, że w końcu młokos się jej podobał i z domu mi uciekła... Com wycierpiał — nie wypowiem. Powiedziała sobie żem tyran, kat... i od tego odstąpić nie chciała.
Tu Fantecki ręce załamał.
— A ja ją kocham! zawołał — a mnie jej żal... a ja rozdziału tego nie przeżyję...
Oparł się na stole i zamilkł...
— Wszystko to z ust twej żony na inny sposób opowiadane słyszałem — rzekł gospodarz — ale — jak skoro się w to wmieszał młokos, jak ty go nazywasz — nie widzę innego wyjścia dla ciebie — tylko rozwód i uwolnienie się.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.