Kilka dni upłynęło bez widocznej w położeniu zmiany. Strony wojujące zdawały się mierzyć swe siły i zbierać środki z któremi przeciwko sobie wystąpić miały. Grzybowicz był niesłychanie czynny. Fantecki nigdzie się nie pokazywał z domu i zabierał się do wyjazdu, marszałkowa siedziała zamknięta...
Mówiono, że pani Rumińska nie radząc się nikogo, zabrała jednego dnia przyjaciółę swą, i pojechała z nią do naczelnej władzy duchownej, że z tamtąd wychodząc obie panie tak były pomieszane i widocznie przerażone, że zaledwie do powozu trafić mogły... Rumińska płakała, Seweryna oczy miała zaiskrzone i gniewne.
Tegoż wieczora pan Bernard, który codziennie na herbatę do pani Balbiny uczęszczał, został bardzo jakoś źle przyjęty... Obie panie były milczące i gniewne.
Seweryna dwa czy trzy razy wychodziła z salonu, a Rumińska na bok wziąwszy młodzieńca, bardzo grzecznie ale stanowczo prosiła go, ażeby nie zbyt często do domu jej przychodził.
— Pan się tylko postaw w mojej pozycyi, rzekła — co to ludzie powiedzą, gdy ja państwu wieczorne schadzki w moim domu będę ułatwiać, nim się rozwodu doprosimy... Jak mnie wezmą złe języki na fundusz, noga u mnie nie postanie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.