Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/10

Ta strona została skorygowana.

Stanąwszy na gruzowisku Colosseum, spytawszy o ostatnie słowo tych olbrzymich prac i ofiar... tylko łza bezsilna, wybija się z powiek... czuje się tylko ciemności... ostatni wyraz tego wiekowego trudu... w obłokach, po nad nami, nie tutaj, a my, my go nie pochwycim nigdy. Próżne mozoły i ofiary — przeznaczeniem naszem chodzić w ciemnościach, szukać drogi i nieznaleść i skonać na ustach ze stygnącem pytaniem.
— Co to jest?
Komedja życia, czy trajedja śmierci... ale dla czegoż życie i śmierć? dla czego?
Na to, dla czego, nigdzie nie ma odpowiedzi... Kopać się w gruzach, czy kopać w życiu, daremno...
Rzym tą dziejową zagadką, smutny jest jak trumna. — Dla czego był i żyć przestał? — czemu ruiny te podniosły się i runęły? Dokąd uciekło słowo tego życia i zagadka tej śmierci?
Na kartach ksiąg co opowiadają dzieje, jest wszystko spisanem, aż do ceny targowej starego rynku rzymskiego, aż do grosza, który ubogi lud płacił za łaźnię... ale nie szukajcie tam słowa zagadki... Zagadki klucz w niebiesiech...
Nigdzie się tajemnica życia i człowieka nie czuje groźniej, jak tutaj... Chwast rośnie na arcydziełach... ducha porozbijał młot bezmyślny... dla czego?
Echo ruin, odpowiada szydersko.
— Dla czego? A po echu słyszysz tylko śmierci milczenie. —
Pył, w którym toną stopy, to spopielałe kości