Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

się potém, bo ten ktoś nie rzuci się ani w Tybr, ani w Wisłę i westchnąwszy będzie z najlepszym apetytem jadł śniadanie. Cale inaczej jest w świecie biednych ludzi, gdzie się łacno wszystko bierze na serjo, wierzy słowu i przysiędze, a raz zaciągnionym obowiązkom, bądź co bądź, stara podołać. — Jeśli kto, to Beppo należał do tych ludzi, z któremi żartować było niebezpiecznie, dla których żart mógł być śmiertelnym. Panna Celina czuła, że już go tak jak wprzódy, nim lepiej poznała Stanisława, kochać nie mogła... ale mimo to została dlań w jej sercu jakaś czułość, politowanie, sympatja.
Więc się należało poświęcić?
Ale czy ten poeta ze swej strony poznał się na Cesi, ocenił ją i czyby potrafił ocenić? — tego ona nie była pewną. Wprawdzie chętnie z nią długie pędził godziny, słuchał jej i mówił z zapałem, dla niej samej najpiękniejsze rzeczy — ale z oczów jego nic wyczytać nie było można, dłoń mu nie drżała... wzrok się nie roznamiętniał... nic się w nim nie zmieniało....
Straciłaby więc Beppa a w zamian zyskała nieszczęśliwą miłość?
Wszystko to mówiła sobie, nieumiejąc dobrze rozgmatwać kłębka, w który się splątały myśli i czucia. Wiedziała tylko że była nieszczęśliwą. — List, w którym Beppo oznajmił jej o wyjeździe, był suchy jakiś, krótki, dziwny, niezrozumiały.
Miałżeby on sam uciec od niej?
Całą noc zadając sobie nierozwiązane pytania,