Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

miljonów ludzi i secin wieków... wsiąkłyby weń łzy całego świata i zostałby tak suchym i milczącym jak jest.... Wszystko nieme....
Ale od niemoty owej, bije ci serce rozpaczą wielką co by niebiosa rozbiła, gdyby do nich dostać się mogła. Nie ma skrzydeł... pełza jak robak i zgnieciona obraca się w kałużkę krwi, w plamę... w popiół, w nicość. Wypił ją ptaszek śpiewając, lub kwiat pochłonął na miłośne gody...
Na mogile onej rozpaczy, szczebiocze wiecznie nierozwikłane — Dla czego?
Rzym to olbrzymi sarkofag tego świata, który się skończył z nim gdy, nowy miał się poczynać. —
Vicisti Galileae... wypisane na kopule Św. Piotra... ale gdzie zwycięztwa zdobycze?... Trup pokonanego pogaństwa schwycił skostniałemi dłońmi żywe dziecię i dusi je lat dwa tysiące... Ani trup umrzeć i rozsypać się, ani dziecię może wyrosnąć... Czasem w tym splocie życia i śmierci rozeznać trudno, gdzie to co żyje i to co umrzeć było powinno.
Słońce zapada za sine i fijoletowe góry, w powietrzu cisza uroczysta... zegary biją jakieś niezrozumiałe godziny przeszłości... jeszcze nie nadeszła snu chwila, a rzekłbyś że miasto śpi całe.... Mury puste, ulice puste i skorup więcej niż ludzi...
Powoli ciągnie pogrzeb przez Forum. Pogrzeb w Rzymie to jakby dopełnienie żałobnego obrazu, nic się lepiej nie godzi z tym grobem...
W milczeniu idą szeregiem zakapturzone bractwa... zielone, szare, brunatne... za trumną niema