Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

— No, to czemuż ty się w niej nie kochasz? — zapytał poeta.
— Dla tego, że ona jest wieszczką, literatką, artystką, kobietą nieprzeznaczoną dla takich jak ja wietrzników... i że ja tam wzdychałbym napróżno.
— A ja z obowiązku przyjaźni przestrzegam, odezwał się Ukrainiec, że to jest jedna z tych wiedźm kijowskich, słynących od wieków, w których szpony nikomu wpaść nie życzę. Jabym się jej bał....
Staś, który się nie bał niczego, a chętnie zaglądał w przepaście, od których się drugim głowa zawracała, uśmiechnął się tylko.
Nazajutrz nieubłagany hr. Roman prowadził go na Strada Condotti, przy której mieszkała piękna Eliza.
Wszystko co tu o niej powiedziano w rozmowie, było najprawdziwszą prawdą. Eliza miała najnieznośniejszego w świecie męża, robiącego fortunę na suknie i cukrowarniach, była znudzona życiem, rozmarzona, zalotna i powiedziała sobie od pierwszego wejrzenia na Leliwę, że go oczarować musi. Gniewało ją to, że sam nie wpadł w sidła zastawione zdaleka, ale choć się opierał, postanowiła nieszczęśliwego rozkochać. Nie było o to trudno wcale z poetą, zadanie główne zależało na tém, aby tę miłość spotęgować, ustalić, i z chwilowej fantazji zmienić w przywiązanie namiętne.
Eliza była w rozkwicie piękności niepospolitej, klasycznej, podniesionej wychowaniem i darami wielkiemi.... Życie nauczyło ją używać wszystkich talentów i przymiotów, któremi była ubogaconą. — Z nudy rzucała się w świat, po trosze awanturowała — ale