Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

śmiertelnika w tym zimnym, pospolitym, prozaicznym, wytartym przez tylu wędrowców saloniku na Via Condotti, którego sama niecierpię? Miałażbym mu się pokazać jako gosposia jakaś otoczona pożyczanemi filiżankami mojej właścicielki domu? A! nie, postokroć nie! Róbcie sobie co chcecie, czekam na was jutro, tylko nie w salonie na Via Condotti, ale przy Cascatellach w Tivoli lub okolicy. Tam mnie szukajcie gdzieś między świątynią Sybilli a kaskadami, albo na ruinach villi poetów, lub w innej jakiej obluszczowanej ruinie.
Żart na stronę, jutro sobie obiecałam być w Tivoli, a krzywdy wam nie zrobię zapraszając do la Regina lub la Sibilla. Jesteście uprzedzeni włoskiem przysłowiem że nam pogoda służyć nie będzie.

Tivoli pi mal conforto,
O piove, o tira vento, o suona a morte....

Nie przestraszajcie się a przyjedźcie, czekam panów obu — ale koniecznie.“

Eliza.“

Hr. Roman uśmiechnąwszy się listowi i przysłowiu wyjętemu widocznie z przewodnika, włożył szlafrok i pobiegł zastukać do drzwi poety, stojącego w tym samym hotelu.
Stanisław pisał na kawałeczkach papieru, których mnóstwo zasypywało stół jego... odwrócił się prawie gniewny, przerwano mu bowiem ciąg natchnienia... a ono na zawołanie nie przychodzi.
— Daruj, nie ja winienem, Bóg widzi nie po cygaro przychodzę — rzekł hr. Roman, ale z listem który ci przeczytać muszę — odezwał się siadając