Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

zarskiej... wyjść ztąd nie umiał. Cisza i pustynia wśród ruin napiętnowanych jeszcze życiem gwarném i świetności pełném... nęciły poetę... malowniczość miejsca, szum drzew, gęstwiny piętrzące się na łukach kamiennych, zstępujących we wnętrza ziemi i wyrastających nagle jedne na drugich ku górze.... nie dawały mu się oderwać od tego widoku. A tu do Tivoli spieszyć było potrzeba.
Z Cento Camerelle wyrwawszy gwałtem rozprawiającego o pretorjanach Leliwę, pod rękę go chwycił hr. Roman i po ciągnął do powozu. Szepnął veturynowi, aby koni nie oszczędzał, i siedli znowu. Ale ztąd gościniec idzie na górę wśród starego oliwnego lasu, a konie włoskie nie są przywykłe biedz kłusem gdy im powóz cięży, veturyn zapalił cygaro, zsiadł z kozłów i żadna moc ludzka nie mogła go skłonić do pośpiechu. Słońce przypiekać zaczynało. Staś zapomniawszy o Elizie rozprawiał o cesarzu Adrjanie, którego pomysł znajdował poetycznym. Daleko później niż był obrachował hr. Roman, któremu się, już pić i jeść chciało okrutnie, stanęli wreście przed niepoczesną gospodą niemal opartą o świątynię Sybilli, to cacko architektoniczne, jak zawsze prawie, na przyjęcie ciekawych suszącą się obwieszone bielizną.
Od tego rodzaju draperji żadna budowa we Włoszech, żadna świętość w Rzymie nigdy prawie nie nie jest wolną..... Schnącą bieliznę spotyka się na dachach Watykanu, na ruinach świątyń,... w jedném