Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

Kolizeum może jej nie widać, ale i tego byśmy za pewne podawać nie mogli.
W podwórku a raczej przed gospodą stała już jedna wyprzężona vetura, której właściciel odpoczywał pod ścianą i na zapytanie odpowiedział im, że przywiózł la sua eccelenza, una Contessa polacca. — Weszli więc do la Sybilla, ale tu oznajmiono im, że Contessa zamówiwszy Lukullowski obiad na trzy osoby, sama już poszła oglądać groty Neptuna i Syren.... Hr. Roman przejrzał się w brudném zwierciedle i trochę włosy z kurzu otrzepał, czego Stanisław w zachwyceniu przed kolumnami świątyni uczynić nie myślał — po czém pobiegli oba szukać pani Elizy.
P. Eliza obrachowała doskonale, iż na tle fantastycznych pieczar wyda się w całym uroku....
Jakby zmęczona, piękna pani przysiadła w grocie Syren, była pewną, że ją tu goście zaproszeni znaleść muszą, kilka razy układała sobie napróżno postawę, i zawiedli ją prozaiczni anglicy, aż nareście głos Romana oznajmił pożądanego poetę. Staś był zajęty więcej widokiem tych dziwacznych wyżłobień, tych kaskad wody i zieleni gęstej wyściełającej górę niż piękną panią, którą miał zobaczyć... ale gdy Eliza ukazała mu się w całym majestacie swym królewskim, ubrana czarno, z bukietem dzikich kwiatów w ręku, z powiewnym woalem zarzuconym na ramiona... z uśmiechem i wzrokiem tęsknic pełnym... osłupiał....
Była w istocie tak piękną, iż nie trzeba było nawet być poetą, by uczuć urok tego blasku urody,