Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

Eliza była wielce oczytaną, mówiła z łatwością o wszystkim i rozumiała wszystko, puścili się więc w rozmowy o katakombach, o prześladowaniach Nerona i Dioklecjana... o malarstwie, o sztuce, o poezji.... Zaprowadziło ich to tak daleko, że gdy mrokiem powrócili do Rzymu, Staś najnaturalniej w świecie poszedł na herbatę do pani Elizy, zagadał się tu w najlepsze, nie uważał gdy mu się wymknął hr. Roman, i w cztéry oczy z śliczną gospodynią, przesiedział za północ.
Traktowano o tak zajmujących przedmiotach! Od rozmowy przy stole do ostatka jej po północy, przesunęło się w gorączkowych rozprawach pół świata.... Nie było przedmiotu, o którymby Eliza trafnego coś bardzo, swojego lub pożyczonego powiedzieć nie umiała. — Staś wyszedł rozmarzony, zaproszony na obiad i — oczarowany.
Hr. Roman, w czas wyszedłszy od Elizy, pobiegł jeszcze do hrabinej i miał tu zręczność opisać trafnie dzisiejszą wycieczkę, wrażenie jakie Eliza uczyniła na poecie, jego — jak się wyrażał — rozkochanie, upojenie i t. p. P. Celina słuchając zbladła jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, wysłuchała przesadzonego opowiadania... i pocichuteńku wysunęła się do swojego pokoju.... Hr. Lutomski pozostał, bawiąc mamę i Fanny, potém pożegnał je i przyszedł do hotelu wcześniej jeszcze niż poeta, który musiał ostudzić się przechadzką, nim odważył wnijść do domu.
Snem szczęśliwego człowieka, który dopełnił obowiązku, usnął hr. Roman, dokończywszy ostatnie cy-