Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

sam on swoją Contessę porzucił, a któż głupiemu winien?
Choć matka tak gdérała i gniewała się, Pola postawiła na swojem, wzięła ubiór podróżny, węzełek związała w chustkę i pożegnawszy staruszkę puściła się szukać jednego z tych ubogich dyliżansów, które przewożą podróżnych. Na rozstaniu dwie kobiety popłakały się rzewnie.
— Jużbym Matce Boskiej świécę zapaliła czterofuntową, zawołała matka, gdyby ci męża dała....
Przestałabyś się bałamucić!
To były prawie ostatnie przy rozstaniu słowa. — Pola płacząc pojechała do Bolonij — poczciwe jej serce niepokoiło się biednym chłopcem, czując że on tam sobie rady nie da... Ta przyjaźń miała może jakieś niedogarki miłosne w sobie, jak popioły zawierają iskry ogni niedogasłych... ale Pola nie łudziła się wcale i nic nie wymagała od losu nad to, by pomódz mogła biednemu.
W Bolonij, gdzie miała krewnych i kędy bywała nieraz, wysiadła do nich, zostawiła swój węzełek i poszła na zwiady o swego malarza. Niedługo szukać go potrzebowała. — Porzuciwszy Ś. Cecylję, Beppo błądził po kościołach, siedział przed staremi obrazami i myślą wnikał w mistrzów tych, co pierwsi typy chrześciańskiego ideału stworzyli. Na Strada San Vitale, wszedł był do starego kościoła Santi Vitale è Agricola, i przypatrywał się aniołom Francji przypisywanym... gdy Pola stanęła przed nim....