Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

muru przypłynął z Afryki, żeby się rozsypać na ruinie.... Opłacił go człowiek potem i krwią... Spytaj dla czego!
Na ogromnym grobie jednego człowieka, któryby tysiąc pomieścił, przylepiła się chatka uboga. Urosła z cegieł kolumbarjum, na urnie wywróconej leży dziecko kwiląc do żywota....
Powoli mury otaczające grobową drogę rzucają coraz dłuższe cienie... przestrzela je gdzie niegdzie pomarańczowy szlak słoneczny... na nim drgają widma gałęzi, któremi wiatr porusza.
Innego ruchu tu niema. Ostatnia kareta kardynalska wróciła do Rzymu, ostatni żebrak powlókł się do szynku, ostatni anglik odjechał do gospody... Po nad drogą wszystkie furty pozatrzaskiwane, bramy kościołów zawarte... na murach gdzie niegdzie jedyne świadectwo człowieka, schnące szmaty odzieży, czy całunów?... Kto to odgadnie.
Na złomku marmurowego gzemsu, siadło dwóch ludzi... słów im nie stało czy myśli, patrzą i milczą... Niema wyrazu, którym by się tu wypowiedziała tęsknica....
Mrok już zapadł na Via Appia... noc leci i wyrywa oczom zgrozę tych olbrzymich rumowisk...
— Chodźmy, rzekł jeden...
— Chodźmy...
Wstali... Ale kroki ciężkiemi się wloką, do nóg poczepiała się kamieniami wiekuista tęsknica — po co iść? po co żyć? — dla czego się nie położyć w tych popiołach i nie obrócić w popiół? —