Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

— Z tego wszystkiego najdziwniejszém dla mnie, zkąd wy, szanowny panie wiecie — o tem.
— Ja? ale mój synu kochany, rzekł ulubionego swego używając wyrażenia starzec — ja żyłem tak długo i tak nauczyłem się człowieka, że w nim czytam jak w księdze otwartej. Nikt mi nie mówi nic, ale spowiadają się twarze i tajemnice wypowiadają osłonami.... Żyłem z tylą ludźmi, że mi tych kilka form, w których się natura nam objawia, są doskonale znane, a gdym poznał naturę widzę już kwiat, który na tej łodydze musi wyrosnąć.
Kochać potrzeba — ale tak jak ja dzisiaj — beznamiętnie, bezcieleśnie — po Bożemu; nauczyć pannę Celinę, aby interesów do miłości nie mięszała, a samemu wrócić do Syxtyny....
— Z wami nie podobna być skrytym, odparł Beppo — w waszym wieku, miłość, którąbyście wy chcieli cały rodzaj ludzki uposażyć, bezpłciowa i bezcielesna jest możliwą, w nas ona inaczej jak duchem i zmysłem razem objawić się nie może... dla tego my ją wplatamy w życie rzeczywiste.
— Czekajże i wplataj — przerwał starzec... zaprowadź w myśli Celinę do chaty, w której na ciebie staruszka matka czeka i brat spracowany, naucz ją ich kochać i naucz siebie kochać hrabinę, która tobą jako chłopem będzie pogardzać. Będzież ci miło żyć na łasce żony, a jeśli talent czy jenjusz obdarzy cię sławą olbrzymią, jej żyć na łasce twojego jenjuszu i kryć hrabiowską koronę pod twoim wieńcem laurowym?