Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

— Alboż ja tam wiem jak się on nazywa.... Wpadł tu wczora, mówiąc, że jest waszym od serca przyjacielem, że siedział z wami w szkole na jednej ławie... i że ma prawo wprowadzić się do waszego mieszkania, bo osobnego sobie nająć nie miałby za co... Młody, wesoły i trzpiotowaty chłopiec, lata jak oparzony — nawet nie wiem czy go w domu znajdziecie. Gdyby był jużby go ztąd słychać było, bo jeśli nie śpi to śpiewa na całe gardło.
— Ale ktoż to być może taki? szepnął Beppo spiesząc.
Stara popatrzała nań ruszając ramionami.
— Pomieścicie się razem — dodała — tylko mi za drugie łóżko zapłaci.
Beppo wbiegł niecierpliwie do swojego mieszkania, stało ono otworem... ale znalazł je w największym w świecie nieładzie. Tłumoczek wywnętrzony stał w pośrodku pracowni dokoła rozsypaną otoczony odzieżą... na trójnogu bez ceremonji zrzuciwszy obraz poczęty, nowy przybysz postawił karton nabity na ramy, na którym już parę energicznie narzuconych figur pływało. Obok na stoliczku butelka czerwonego wina, szklanka i resztki bułki z łupinami od jaj świadczyły o skromnym przybysza posiłku....
Obejrzawszy się Beppo ujrzał na sofce stojącej w głębi, wyciągniętego w koszuli chłopaka, który ręce pozakładawszy pod głowę, z rozrzuconemi długiemi włosami otaczającemi twarz bladą, spał otworzywszy usta szeroko.... Zbliżając się poznał go nareście Czarny, był to w istocie towarzysz szkolny, syn ubogiego