Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

szlachcica z Podgórza Wacio Miciński... uczeń szkoły sztuk pięknych... sławny z niezrównanego wisusowstwa i talentu, sprytu i lenistwa, bujności nieopatrznej i niepospolitych darów umysłu. Ale zkąd ów Wacio, który był się puścił do Wiednia, znajdował się teraz w Rzymie — jak go tu znalazł i wkwaterował się tak poufaluteńko — tego Beppo nie pojmował.
Młody wędrownik znać znużony oglądzinami gorączkowemi Rzymu, który chciał w kilkanaście połknąć godzin, spał kamienném zmęczeniem.... Beppo stanął nad nim patrząc długo, śledząc na twarzy znamion, jakie na niej wyorało życie i zazdroszcząc mu trochę odwagi nieopatrznej i tego zuchowstwa szlacheckiego, z jakiem się chłopak rzucał na wiarę swej gwiazdy szczęśliwej w odmęty awantur.... Rozumiał dobrze, iż Wacio był zmuszonym wkwaterować się tutaj, gdyż pewnie grosza nie miał przy duszy — a cudem było, że się tu dostać potrafił.
Niechcąc go budzić, usiadł przy nim, machinalnie opędzając muchy.... W tém nagle, jakby go co ukąsiło, Wacio się zerwał, otarł twarz i oczy rękami, włosy poprawił, ziewnął i zobaczywszy Beppa z krzykiem mu się rzucił na szyję.
— A to ty! jak Boga kocham! zawołał. Juźku... jakże mi cię miło nareście widzieć — myślałem, że już umrę z głodu i tęsknicy.... Widzisz, serce, wniosłem się do ciebie, ale nie było innego ratunku... goły jestem kolosalnie.
Wywrócił obie kieszenie.
— Ani paola!