Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

Stanisław sam nazajutrz przypomniał przejażdżkę w okolice. Mieli oglądać świeżo odkryte groby, sarkofagi, i fundamenta odkopane starożytnej bazyliki. Pani Eliza była archeofilką zapaloną, — zabawili długo, obiad czekał na nich w domu.... Po obiedzie otrzymawszy pozwolenie palenia cygara w salonie, Stanisław zasiedział się z książką, którą głośno czytał do herbaty.... Dopiero późno wieczorem przyszło mu na myśl, że może było nieprzyzwoicie i kompromitująco tak się zasiadywać u pani Elizy. Pochwycił za kapelusz... pożegnał się i wyleciał, ale musiał przyrzec w progu, że nazajutrz zajdzie choć na chwilę.
Wyszedłszy w ulicę i ochłonąwszy, gdy do rachunku z sumieniem przyszedł Stanisław, znalazł się nieopatrznym jak dziecko, a nawet występnym.
Poczuł, że jest straszliwie zakochany, że się związał, że żyć może nie potrafi bez tej czarodziejki i że — chcąc się ratować, tylko heroiczną można było zbawić się ucieczką.
Prawdziwego też heroizmu trzeba, aby uciec od takich czarów, a młodość ma tysiące sofizmatów na usługi... w obronie tego co dla niej ponętne....
Dla wyszukania ich, Stanisław po księżycowej nocy, sam jeden powlókł się ku Kolizeum.... Miał ten zwyczaj, iż w chwilach życia stanowczych samotności szukał i przewalczał z sobą, zdobywał na sobie jakieś ostateczne postanowienie.
Za Forum było cicho i pusto. Księżyc jasnością oblewał ruiny, a po wgłębieniach czarne, tajemnicze zalegały cienie.... Noc była tak piękna, iż się Sta-