Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

Szczęśliwym był wszakże, iż go tylko na ranę leczył rzymski doktór, bo inna choroba niechybnie przy ogólném panaceum włoskiem, puszczaniu krwi bez miary, smutniejby się była zakończyć musiała.
Nazajutrz już piękna pani pod pozorem iż u łoża chorego nic starań kobiecych zastąpić nie może, wzięła na się ponętną rolę siostry miłosierdzia. Czarno ubrana, blada, darła szar-pie, przygotowywała bandaże, siedziała magnetyzując oczyma biednego Stasia, który wprędce z jednej rany się leczył, ale drugą, zadaną sobie — sam począł za śmiertelną uważać. — Z obu stron to zbliżenie podziałało na serca. Eliza płocha a znudzona, przez litość zmiękczoném sercem pokochała poetę... szczerzej, mocniej niż kogokolwiek w życiu, Staś przywiązał się do niej całą siłą pierwszej — i zakazanego owocu smak mającej — miłości.
W mieście szeptano o tém z przekąsem i oprócz mężczyzn, wszyscy powoli do domu pani Elizy uczęszczać przestali.... Przywiązanie obojga było w tej fazie rozwinięcia, w której się zwykle na opinją, sądy ludzkie i to co się nazywać zwykło złościwością ludzi — nie zważa.
Tymczasem biedna panna Celina przybita, znękana, zawstydzona, cierpiała po cichu — zmuszona kryć w sobie uczucia, nieśmiejąc okazać strapienia, złamana — zrozpaczona prawie wpadła w rodzaj zobojętnienia, odrętwiałości, która groziła chorobą i na twarzy wyrażała się śladami wybitnemi cierpienia. Wszyscy postrzegli, nawet matka i siostra, że Celina musiała być chora.... Przyczyny nieśmiano zgady-