wać — niemówiono o niej, ale hrabina i Fanny przypisywały ją zarówno nieszczęśliwej miłości dla — artysty.
Zajęcia Leliwą, które trwało krótko, choć tak straszne po sobie zostawiło skutki, nikt nie postrzegł ani ocenił — przeszło ono jak przechodzi szczęście, jak niknie błyskawica. —
Cesia wychodziła teraz rzadko do salonu, siedziała w swym pokoju, czytała... matka z trudnością mogła ją namówić na przechadzkę, w odwiedziny, do jakiejś rozrywki. — Jednego z tych dni smutnych, gdy panna Celina sama jedna została w domu, służąca przyszła jej powiedzieć że staruszek jakiś domaga się koniecznie widzieć ją i pomówić.
Napróżno opierała się panna Celina, że bez matki nie przyjmuje nikogo, Tatko był tak napastliwym, iż go nareście do salonu wpuszczono.
Cesia wyszła chwiejnym krokiem, blada i smętna.
Tatko przywitawszy się, siadł przy niej ciekawie się wpatrując w wybladłą twarzyczkę. Badał ją prawie napastliwie.
— Co to pani jest? rzekł — pani jesteś chora.... Tak! pani chorą jesteś, a ja stary lekarz doświadczony, dodam że nie ciało cierpi — ale w duszy jest zaród choroby. — Celina spojrzała nań szydersko — i ironicznie, prawie wyzywając.
— Takich starych dziwaków, jak ja, niewiele jest na świecie, mówił Tatko — dla tego im wolno więcej jak drugim. — Znasz mnie pani trochę, nie jestem intrygantem, nikomu w życiu dobrowolnie zła
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/144
Ta strona została skorygowana.