Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/148

Ta strona została skorygowana.

— Gdyby przemówiło serce!! hm! hm! rzekł stary — gdyby przemówiło serce!... Ale tu nie idzie o pochodzenie, któż dziś rachuje przodków, czy byli znaczeni jak merynosy lub nie? idzie o to, że ten jenjusz w powszedniem życiu byłby może i niedogodny i trochę śmieszny... że biorąc go sobie wzięłabyś pani matkę, braci, szwagrów, siostry... szynkarza z traktu... pastucha ze wsi... ktoż tam wie!
Co pani na to?
— Ja? bawiemy się w przypuszczenia, rzekła Cesia — nic więcej....
Staruszek siadł i westchnął.
— Wszystko to, co mówię, są niebezpieczeństwa miłości ziemskiej, gdy miłość czysta... cicha, niepragnąca się oplątać niczém — pozwala kochać jenjusz i niewidzieć go nigdy tylko ze strony jasnej.
— A! słyszałam pańską teorję miłości — rozśmiała się Cesia — jest prześliczna. Dziwi mnie jedno, że pan ją potrafiłeś z 18. roku zakonserwować...
— Do osiemdziesiątego! zawołał Tatko, to mój sekret! Inni mają sekreta na chowanie śliwek na zimę, a ja na miłość wiekuistą....
— Wszystko to dobrze — rozśmiała się smutnie Cesia, — ale w teorji waszej wiele jest rzeczy niejasnych.
— Na przykład? spytał stary.
— Więc małżeństwo z miłości byłoby niepodobieństwem....
— Złapałaś mnie pani w istocie na najniebezpieczniejszym węzle gordyjskim teorji mojej. — Tak!