Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/154

Ta strona została skorygowana.

Obstąpili go i inni artyści już dobrze wyżyci i ostygli, grzejąc się przy jego ogniu i przypatrując tej młodości, z którą już się pożegnali.
Francuz z fajeczką krótką, Moskal w koszuli czerwonej, z długiemi włosami podciętemi i krótkim nosem zadartym; czarny Hiszpan-Amerykanin, ponury Brazylijczyk... kilku milczących Niemców otaczali Wacia, który perorował, mieszając wszystkie języki, dla tem wyrazistszego wytłumaczenia się.
— Tak, panowie moi, kończył on — każdy z nas dąży do Rzymu, bo to artystów Mekka,... w której złożone są popioły świętych tradycij sztuki. Trzeba się im raz w życiu pokłonić choćby dla tego, żeby wiedzieć co już zrobione było i czego drugi raz robić niewarto; a co pozostało dalej do roboty.
— Jak myślisz — co pozostało? spytał szydersko Francuz... czy Courbet, czy Perugin zwycięży?
— Jeszcze nie wiem, odparł Wacio — ale Courbet nie jest nowy, a Perugin nie stary... i są wieki, które tylko lekcję zadaną przed stu laty powtarzają, a nasz pewno jednym z nich. Wątpię by co stworzył, ale roztłumaczy wiele.
— I pójdzie spać — rzekł Niemiec jeden.
— Przeciwko Courbetowi nie mówcie, realizm brutalski był potrzebny, ideał w nim skąpany ożyje.... zaczynał już sztywnieć.
Na te słowa wszedł Tatko i stanął w progu, wszyscy go tu znali, artyści dali mu nawet nazwisko — Padre Amoroso, bo i między niemi propagował