Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/162

Ta strona została skorygowana.

straszliwie, zadrżała, ścisnęła rękę pana Stanisława, ale w prędce ukoiła się i pomiarkowała.
Leliwa nic nie rozumiał, nie widział, nie domyślał się — był najniewinniejszym w świecie, bo się do żadnej nie poczuwał winy. Zostali więc tak w małej gromadce gwarząc niby swobodnie, aby pokryć pomięszanie wewnętrzne.
Panna Celina miała w tej chwili do wyboru przed sobą: Czarnego opartego o kolumnę, milczącego i ponurego, bladego Stasia, któremu choroba przydała wdzięku jakiegoś niewieściego prawie... Hr. Romana, który patrzał na nią ognistemi oczyma tabliczki Pytagoresa i — poczciwego Ukraińca, o ktorym nikt nie wiedział, że przy wiście i preferansie marzył tylko o pannie Celinie. — Ale Ukrainiec był człowiekiem z taktem i tradycjami, nie mógł on się posunąć w tyraljery, musiał namyśliwszy się powoli, za zgodą Mamy, rozważywszy dobrze wszystko, — pójść w konkury na pewne.
Chociaż bardzo wydawał się prostodusznym, Ukrainiec trochę zakrawał na Umańskiego prostaczka, rachował on, że z tych wszystkich starań i wzdychań może nic nie będzie, a gdy się rozjadą i pójdą w rozsypkę pretendenci, on przyjdzie, oświadczy się i targu dobije.
Z inną nieco rachubą szedł hr. Roman... zdawało mu się najwłaściwszém wziąć serce panny Cecylji melancholiją i westchnieniami. Od pewnego czasu był zamyślony, rzucał głębokie wejrzenia, milczał posępnie, a w rozmowie strzelał frazesami, które można