Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/163

Ta strona została skorygowana.

było posądzić o pochodzenie zagraniczne. Trudno go było poznać, tak dobrze grał rolę swoją. Na pannie Cecylii wszakże nie zdawała się ona czynić najmniejszego wrażenia. Szczególna rzecz, czasem jego smutek dobrego tonu i wyrafinowana tęschnota chwilowo ją nawet rozweselały.
Hrabina chciała Cesię odciągnąć od towarzystwa pani Elizy, ale napróżno się oglądała, wejrzenia córki spotkać nie mogła.... Odstąpiwszy więc niedalej jak kilka kroków, na pozór wpatrzone w posąg stanęły z Fanny i rozpoczęły cichą rozmowę....
Matka. Co się Cesi stało? no! patrz-że — my idziemy... ta... nas rzuca....
Fanny. Ale ona jest taka fantastyczna... na nią niema sposobu....
Matka. Niewiedzieć co zrobić — nie mogę tam wrócić, żeby ją odciągnąć. Nie chcę się spotykać z Elizą,... ale ona prawdziwie bezwstydna. Ditesdone żeby tak publicznie popisywać się z konkietą po muzeach!
Fanny ruszyła ramionami.
— Admiruję pana Stanisława... idzie z uśmiechem na ustach, jak niewinny baranek.
Matka. Ale patrz-że, Cesia w najlepsze z niemi rozmawia! to nie do zniesienia.
W tej chwili potrąciły się prawie z hrabianką Dorotą.
Hrabianka, jakeśmy mówili, miała wojownicze zamiary przeciwko domowi temu i gotową była wywołać nań krucjatę, ale posłuszna skazówkom swojego