Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

zywał się nie głupim i w dodatku ten wesoły, dowcipny sposób wyrażania się przypadał znudzonej do smaku, po nadużyciu poetycznych ekstaz Stasia, których za długo słuchała.
— A! byli to ludzie szczęśliwi, ci panowie Grecy i Rzymianie, mówił nie strwożony słuchaczów liczbą i zwróconemi na się wejrzeniami Mieński, — za ich czasów wszystko było do stworzenia... począwszy od kapitelu kolumny do posągu bóstwa... ale proszę być oryginalnym artystą, kiedy cały świat ten już podniesiony do najwyższej potęgi i nowego... niema nic do zrobienia. Obejrzawszy się na dzisiejsze dzieła sztuki, gdy się ściślej rozbierze ich materjał — okaże się żeśmy go cały w spadku wzięli po starożytnych — zapożyczyliśmy całą ich architekturę, niedołężnie naśladujemy rzeźbę, niemogąc jej doścignąć, w malarstwie nawet choć się nam zdaje żeśmy wyżsi od nich... po pompejańskich obrazach okaże się, żeśmy tylko wynaleźli krzak, kamień, kałużę i tło... bo człowieka już oni tak dobrze jak my... jeśli nie lepiej malowali. — Mylę się, możeśmy skomponowali na parawanach księżycowe światło w sprzeczności z ogniem czerwonym jakiej kuźni.... Na osiemnaście wieków... bardzo mało....
— Smutna więc dola artysty... przerwał Beppo, ożywiając się... jeśli jeszcze dodamy żeśmy przyszli po Rafaelu i Michale.... Niema co robić....
— Małpować! westchnął Wacio — i w tém my jesteśmy jenjalni — bierzemy po kawałku ze czterech różnych mistrzów a z tego tworzymy nowego pseudo--