Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/170

Ta strona została skorygowana.

Uszli kilka kroków, gdy niecierpliwa zwróciła się ku niemu.
— Nie wiedziałam o wyjeździe do Bolonji, nie dałeś mi znać o powrocie, — co to wszystko znaczy?
— Niezrozumiałaś pani? spytał Beppo.
— Nadewszystko nie rozumiem tej — pani — odparła Celina, byliśmy i powinniśmy być w stosunku, który już tytułów nie potrzebował, czy to ma znaczyć, że się ów stosunek zmienił? czyś mi serce odebrał?
— Ja? rzekł Beppo, wpatrując się w nią, ja? — nie odebrałem serca, ale ono zabolało... i ból je wyleczył z nadziei....
— Zabolało? dałamże powód?
— Nie — mówił Czarny — powodu nie było... rozum przemówił za późno....
— I posłuchałeś pan tego, co się mu podobało nazwać rozumem?...
— Posłuchałem, bo do niego przyłączył się głos przeczucia i wiele innych głosów proroczych, strasznych.... groźnych, — szyderskich....
— Ludzi? spytała Celina.
— Nie — głosów istot nie pochwyconych.... Mówmy otwarcie panno Celino, mówmy jak do siebie jeszcze mówić powinniśmy. Kochałem i kocham panią sercem całém i duszą — ale ucieczką chciałem się utwierdzić w postanowieniu, aby ta miłość została spokojną, czystą, braterską i żadnemi ziemskiemi nie zmąconą rachubami. Jesteś pani wolną... ale pozostań mi siostrą, moim ideałem, moim doradzcą, przewodnią gwiazdą i całego życia pocieszycielką.