Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/174

Ta strona została skorygowana.

ciła wszakże na niebie gwiazda, zwiastująca przyjście Wybawiciela narodów, ale naukę jego świętokradzko obrócić umiano na ukucie nowego ogniwa łańcucha. Od tych czasów pogańskich nic się nie zmieniło oprócz imienia Bożego... ten sam świat pozostał z tryumfatorami na złotych wozach i z gniewném Vae victis! rozlegającemi się, mimo że nad niém świecił znak odkupienia — krzyż!!! Ten co się wychował w domku ubogim pracowitego cieśli... był dziś sprzymierzeńcem nie ubogich braci ale potężnych, co imie jego wypisali na swej chorągwi — In hoc signo vinces! Zwyciężono tym znakiem — ale ten znak nie zwyciężył jeszcze....
Czując na swych rękach te sznury co krępowały dłonie posągu — powlókł się Beppo w stronę przeciwną, aby się już z towarzystwem obchodzącém Muzeum nie spotkać.
Nie widział on, że zanim niepostrzeżony kroczył staruszek, który nie słyszał nic wprawdzie, ale się wszystkiego domyślił, patrząc tylko zdaleka na rozmowę. — Zamyślony artysta usłyszał za sobą kroki... odwrócił się i postrzegł Tatka.
— Cóż to ty tak od nas uciekasz? spytał stary... widzę na twarzy żałobę, czyś się wykuł z niepotrzebnych więzów, których żałujesz....
— A! nie — żywo począł Czarny, niechcąc nie dać poznać po sobie — idę szukając myśli i gubię się w tym lesie arcydzieł....
— Ja zaś gonię za tobą właśnie z myślą... dodał Tatko — my tu nie mamy tak dalece co ro-