Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

Starzec, który mówiąc to zapalił się i zarumienił — nagle przerwał mowę, umilkł, spojrzał — po twarzy Beppa, który go słuchał, ciekła łza gorąca... a ręka artysty szukała starca dłoni z niemą podzięką....
— Ale któż taki obraz wykona! nań trzeba całą przeszłość zebrać... nad każdą postacią modlić się jak Fra-Angelico, aby ci się objawiła we śnie. W taki obraz można włożyć życie całe....
— A dlaczegożby weń nie włożyć życia całego? zawołał starzec....
Mylisz się tylko mój drogi Beppo, studja by były ogromne, to prawda — ale od czegoż natchnienie — poczęła by praca — ogień by rozpłonął i dokonał reszty.... Gdybym ja był artystą — dodał, ach, zamknąłbym się z płótnem, z księgami, z modlitwą, z gorączką i niewyszedłbym, aż by ów olbrzymi karton był gotowy. A potem stworzywszy arcydzieło, poszedłbym z niém pielgrzymować po Europie... i pokazywać go wszystkim ostygłym trupom, aby płakali i sromali się!...
Beppo zadumany stał.
— Nie — zawołał — to myśl za olbrzymia, nie czuję w sobie siły....
— Słyszałeś ty tę przypowieść, spytał stary, o człowieku co począł nosić małego nowonarodzonego byczka co dzień na ręku... a gdy ten dorósł na byka olbrzymiego, siłę swą wzmógł tak, iż onego wołu dźwigał!!! Tak jest z przedmiotem w artyście... pocznij maleńką myśl co dzień w sobie nosić, z miło-