Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

ścią pieść ją na rękach, a gdy w olbrzymią wyrośnie potrafisz jej podołać....
To mówiąc starzec, jak ów co ziarno rzucił, ścisnął dłoń Beppa i wysunął się wracając na wschody i do Muzeum. Czarny z pomysłem poszedł jak opojony. — Nawet owa rozpacz, przed chwilą doznana, była dlań dźwignią, co podniosła zapał i natchnienie.... Puścił się przez most niepatrząc, niewidząc nic, prosto do domu....
Niezmordowany starzec odetchnąwszy ledwie na wschodach, powrócił do Muzeum. Ale tu już rozproszonego towarzystwa nie znalazł, — nawet nowy przybysz Wacio, śmiało przylgnął do towarzystwa pani Elizy i z nią, nietchórząc wcale, poszedł w pierwsze odwiedziny na via Condotti.
Hr. Roman przystał do hrabinej, której towarzyszyła hrabianka Dorota... a przy pannie Celinie zastępował jak mógł znikłego artystę.
Przeszedłszy sale dosyć już puste, Tatko nic chciał już szukać zbiegłych ziomków, gdy we drzwiach wychodzącemu nastręczył się zbłąkany Ukrainiec. Nie mogąc długo wytrzymać bez cygara, wyszedł był na chwilę tylko, a gdy wrócił, już nikogo nie znalazł i kręcił się gniewny na siebie, znudzony, niewiedząc gdzie szukać zbiegów.
— Chwała Bogu, że choć pana znalazłem, bo tu w tym labiryncie człowiek się gubi! Czy już wszyscy się porozchodzili? zapytał pan Mieczysław.
— Ale ja właśnie jestem w témże co pan poło-