— Nie pamiętam jak jej oczy wyglądają.
— Cóż? chyba hrabianki Doroty?
Ukrainiec począł się śmiać serdecznie; — spojrzał na Tatka....
— Kochałżebyś się w pannie Celinie?
— Kochał...? no! może jeszcze nie — ale nie przeczę że mi się podoba. Co pan na to?
— Ja, nic... podziwiam tylko dobry gust i — odwagę — wybrałeś sobie — nieprzyjacielu sztuki — artystkę? — gdzie logika?
— A któreż serce ma logikę? spytał Ukrainiec wzdychając... i czy w naturze ciepłe nie szuka zimnego, a zimne ciepłego? choć to może nie logicznie.... hę?...
Tatko się znowu uśmiechnął.
— Co pan na to? — powtórzył Ukrainiec.
— No, nic, życzę szczęścia tylko....
— Prawda, że to do niczego niepodobne — dodał Micio — ale ja jestem cierpliwy, niewymagający i nie napastliwy. Uda się? dobrze — nie — żal mi będzie, ale nie umrę. — A dalibóg panna Celina byłaby szczęśliwą.
Tatko nic nie odpowiedział.
Ukrainiec raz rozgadawszy się, nie mógł już ust zamknąć począł mówić o sobie, o swych wioskach, o domu, który postawił, o majątku... o spodziewanych sukcesijach.
— Ej, Tatku serdeczny — dokończył — gdybyś ty, co masz wszędzie głos, chciał za mną hrabinie słówko powiedzieć, a pannie Celinie dwa?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/180
Ta strona została skorygowana.