Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

Eliza sobie mówiła — Est-il naif? est-il adorable! a czasem po cichu — Est’il dróle?
W tej chwili sceptycyzmu miłości, który poczynał się wkradać w serce kobiety, gdy Staś jeszcze był w potęgującej się coraz ekstazie — zjawił się Wacio i od razu — jako bardzo zabawny i interesujący młody człowiek, został ulubieńcem pani.
W początkach poeta słuchał, znosił, uśmiechał się, znajdował go dowcipnym nawet, ale w końcu spotykając go nieustannie między sobą a nią — widząc błyski oczów pewne, trochę zalotności niepojętej, doznał jakby trwogi.... Dreszcze przebiegły po nim. Czekał aż się Wacio oddali, aby spytać pani Elizy co ta fantazja znaczyć miała, aby się z nią. trochę pokłócić. Z trudnością przyszło mu osobną otrzymać audjęciję... ale nareście ją wyrobił.
Na pierwsze słowo o malarzu, pani Eliza wybuchnęła gniewem.... Pomiędzy niemi nie było dotąd ani cienia sprzeczki, ani podobieństwa niezgody, ani zazdrości cienia.... Staś osłupiał. Wydawało mu się to wielce naturalném, bo jakże śmiał tak świętą posądzić nawet istotę.
Padł na kolana. Skończyło się to najczulszém przejednaniem, ale burza warczała długo, nauka dana trwała przeciągnięta niezmiernie. — Leliwa wyszedł po tej scenie uspokojony na pozór a instynktowo smutny jak grób.
Potrzebował pociechy... powlókł się machinalnie do hrabinej, znalazł Cesię w kątku osamotnioną, skorzystał z tego i począł rozmowę.