Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

Panna Celina doskonale go słuchała. Nie mówił jej naturalnie o swém sercu, ani o swym smutku, który był jego tajemnicą... ale pilno mu było zapytać co ona sądzi o tym nieznośnym Wacku?
Pannie Celinie był on już jak jemu antypatycznym. Ta zgodność sądów zbliżyła ich do siebie.... Powiernica była tak miłą, łagodną, sympatyczną. Staś wprawdzie serce miał pełne, pełniuteczkie, ale dla przyjaźni został w niém niezajęty kątek; czemużby nie miał zostać jej przyjacielem?
Panna Celina marzyła wcale o czém inném... i mówiła sobie, byle odemnie nie uciekał... dusze się nasze porozumieją, uczuje jak go kocham.... o! będzie moim!!! Ona także miała tę wiarę młodości, która się największej, najcięższej walki nie lęka.... Staś był biedny, zmęczony, trochę chory, przy niej było mu spokojnie, miło, ale serce nie drgnęło nawet na te dwuznaczne słówka, które kobiety tak zręcznie rzucać umieją.... Leliwa nigdy nie celował w grze volanta.
Czas biegł piorunem, dnie ledwie rozpoczęte kończyły się niepochwycone.
Na pozór w stosunkach towarzystwa nic się nie zmieniało, ale w istocie w głębi jego i serc zaszły zmiany stanowcze. Staś chodził zawsze do pani Elizy, deklamował, wzdychał, pytał jej o zagadkę Rzymu i zagadkę człowieka... o wiekuistej tęsknicy tajemnicę... ale coraz rzadziej zastawał ją samą. Wielekroć nawet musiał ją gonić, bo wyszła była z malarzem gdzieś, jakiś obraz oglądać, a Staś odbierał burę