— Jak to?
— Dobrze jestem ubrany?
— Zdaje mi się...
— Zabrałem ci krawat czarny i ostatnią czystą chustkę... ale co ci po nich, kiedy nie wychodzisz wcale.
— Bierz... proszę....
— Pozabierałem ci, co tylko mi się przydać mogło, ale słuchaj, powiedz sam, czy podobna ażebym wyszedł bez grosza w kieszeni?
— A na cóż ci pieniądze??
— Jak to? ty nie wiesz na co są pieniądze? zawołał Wacek — o! szczęśliwy człowiecze... ty nie wiesz na co pieniądze? anachoreto! Ale gdyby tylko na to żeby niemi brząkać w kieszeni, są potrzebne koniecznie, a ja — nie mam ani pawła.
— I ja także — spokojnie rzekł Czarny.
— Ale cóż to z tego będzie! zlituj się — prostodusznie odparł Wacek, ty się opuszczasz! ty robisz rzeczy nie dające się sprzedać i spieniężyć, nie jesteś praktyczny. Jakże to można tak się zaniedbać — zmiłuj się — to się na tém skończy, że my z głodu pomrzemy.
Na tę, więcej niż naiwną, apostrofę, Beppo mimo głębokiego smutku, nie mógł się wstrzymać od półuśmiechu — ruszył ramionami, nie śmiał mu powiedzieć nawet. — Dla czegóż ty nie pracujesz, i jaki ja mam obowiązek żywić i troskać się za obu?
Tymczasem Wacio chodził mrucząc po pokoju.
— Ale to nie może być — ozwał się — to nie może być — to nieznośny stan, żeby grosza w domu nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/187
Ta strona została skorygowana.