było. — Cóż ja zrobię?! Zlituj się Beppo, radź! Ja z całém zaufaniem rzuciłem ci się w objęcia, a tu przyjdzie mrzeć głodem. Może przecie masz co mniej potrzebnego do zastawienia lub sprzedaży? Mnie bo koniecznie potrzeba będzie pieniędzy!
— Ale zkąd-że ja ci wezmę? odparł cierpliwie Czarny.
— Ja się ciebie pytam zkąd-że ja mam wziąć? dodał Wacek śmiało.
Beppo rzucił książkę i popatrzał nań długo.
— Mój drogi, rzekł zimno, — kto przyjeżdża do Rzymu, aby się bawić tylko, ten zwykle z sobą pieniądze przywozi... Ja nie byłem i nie jestem bogaty, praca mi przychodzi ciężko, reszty które miałem spożyliśmy, radź sobie sam....
— A! to tak! — zawołał Wacek — ty serjo nie masz nic i dać mi nie chcesz, a to, posłuchaj-że, co ja tu u ciebie będę robił, zabieram się i ruszam...
— Bardzo mi cię będzie żal — odparł Beppo... ale cóż ja poradzę....
— W istocie, niechcący mogłem ci być ciężarem — rzekł Wacek, zabierając się do pakowania tłumoczka. Co się tu za mnie należy, będziesz łaskaw zapłacić, później się porachujemy. Jeśli tak jesteś bez resursów żadnych, ja tu nie mam co robić, muszę sobie szukać pomieszkania — i znajdę.
Beppo wziął go za rękę z czułością brata.
— Waciu, rzekł łagodnie — pozwól sobie powiedzieć słowo życzliwe i choć może gorzkiem ci będzie, znieś je, bo z dobrego serca pochodzi. — Jesteś
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/188
Ta strona została skorygowana.