Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

studjów tych zostanie znużony, — gdy się przekarmi do syta obrazem — spali potém wszystek ten materjał i — z wrażeń duszy później w chwili natchnienia jednej stworzyć potrafi... arcydzieło....
Tak myślał czasem — ale potém opadały mu ręce i pytał się siebie.
— Po co? dla kogo?
Przypomnienie kraju osmucało go. — Wieluż było ludzi, coby dzieło sztuki potrafili ocenić, ukochać i znaleść dlań pomieszczenie? Nadewszystko gdzie byli sędziowie, znawcy? i serca co by uderzyły dla arcydzieła?...
— Wymaluję obraz dla siebie — mówił w końcu, dla tego starca co je obmyślał... a jeśli gdzie płótno się uchowa dla jakiejś nieodgadnionej przyszłości... może ex ossibus nostris wyrośnie człowiek, co je zrozumie i łzą pokropione odżywi.
Po wyjściu Wacka, stał jeszcze nad papierami Beppo, myśląc na pół o nim, pół o sobie i swém dziele, gdy o kiju przywlókł się Tatko.
Zwykle pogodna twarz jego, tym razem, mimo łagodności, jakąś mgłą smętnego wrażenia była okrytą. Siadł nic nie mówiąc i patrzał na karton, ścisnąwszy rękę Czarnego, więcej wszakże zdawał się badać czoło artysty niż pracę....
— Tak, rzekł, są to ujęte w linije myśli moje, jest to cień tego co ja śniłem — ale z twojej duszy jeszcze tu nie wpłynęło nic, jeszcze nie rozgorzałeś do idei, jeszcześ jej sobie nie przyswoił, jeszcze się nią nie przejąłeś... biedny Beppo!