Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

cha i czyni ją jego narzędziem. Nie może z pewnością wyjść za granice warunkami życia mu zakreślone, ale one są rozległe a wszystko co człowiek działa dla podźwignięcia się, jest także jego stanem natury — tylko coraz wyższym i doskonalszym.
Naturę zwierzęcą trzeba przerobić, zwyciężyć i stworzyć z niej idealną, ludzką....
— A ta ma być jaką? spytał Beppo.
— Taką, którą my dziś za marzenie tylko, za utopią uważamy... rzekł starzec. Nasz wiek wyłamuje się z ideałów, to jego wina.
W życiu społeczném, w polityce, w stosunkach międzynarodowych hołduje rzeczywistości, opiera się na niej, wyszydza niepraktyczne sny, i powoli schodzi niemal do tego stanu natury, który jest stanem upadku, tém właśnie co pismo nazywa — grzechem pierworodnym.
— Zaszliśmy daleko — rzekł malarz.
— Nic nie szkodzi, zdaje mi się, mówił dalej starzec, że dla was, mój synu, jak dla mnie, odejście to daleko od świata — chyba miłém tylko być może. — Ja w mojém optymizmie a raczej wierze w Opatrzność — spokojnie patrzę na ten stan przejściowy, jakkolwiek upokarzający dla ludzkości, ale potrzebny, — z niego się też coś po ugorze urodzić musi — ale wam nie zaszkodzi odetchnąć świeższém powietrzem innego świata.... Tyś biedny.
Starzec pomilczał.
— I pan jesteś smutny! przerwał Beppo.
— Ja? może — ale nie za swoje trapię się grze-